środa, 15 października 2014

Dieta owocowo-warzywna – moje doświadczenia.

Po tym, jak cebula uratowała moją twarz przed totalną katastrofą, ale nie „wyleczyła” mnie z trądziku do końca, postanowiłam „walczyć” dalej. Śmiałam się, że wytaczam teraz kolejne działo, czyli głodówkę i dzięki niej na pewno pokonam dziada (czyt. trądzik ;). Byłam bardzo zdeterminowana i gotowa na poświęcenia.

Dietę zaczęłam zaraz po okresie, wtedy mam najmniejszy apetyt, więc stwierdziłam, że to dobry moment na rozpoczęcie postu. Pierwsze dni jakoś minęły, bo jeść mi się bardzo nie chciało, a jak mi się chciało, to sięgałam po jabłko lub marchewkę. Po kilku dniach, zgodnie z mechanizmem działania głodówki, wyłączył mi się ośrodek głodu i nie czułam ssania w żołądku, ale ochotę na jedzenie miałam. Raczej miałam swoje stałe godziny posiłków i w tych porach mój organizm domagał się papu :) 

Na początku zakładałam, że poszczę 2 tygodnie, a jak będę chciała, to zawsze mogę przedłużyć. W trakcie tych dwóch tygodni dostałam takiego wysypu krost, że robiłam ponownie maseczkę z cebuli i to codziennie. Byłam załamana swoim wyglądem i wstydziłam się wychodzić do pracy, ale cóż mogłam zrobić: nakładałam najbardziej kryjacy podkład i szłam do pracy, a po pracy od razu zmywałam i dawałam skórze odpocząć i regenerować się i ponownie nakładałam maseczkę. Nie było łatwo, ale świadomość, że to wszystko wychodzi ze mnie na wierzch i, że tak czy siak kiedyś by wylazło, trochę pomagała w przetrwaniu tego kryzysu. 

Uwierzcie mi, że moja twarz wyglądała tragicznie. Nie miałam jakiegoś mega wysypu małych krostek, ale kilka wielkich kraterów na twarzy, składających się jakby z 5-6 krostek. Były wielkości grochu i jak „dojrzały”, to sączyła się z nich ropa… No coś strasznego. Wychodziłam jedynie do pracy, trochę zaniedbałam kontakty towarzyskie, bo wieczorami siedziałam obłożona cebulą ;)

W trakcie tych pierwszych tygodni miałam także wiecznie cieknący nos, cały czas mi się z niego lało, szczególnie po jedzeniu (nie wiem dlaczego). Do tego bolała mnie głowa i miałam straaasznie ociężałe nogi. Bywały takie dni, że po południu (koło 12-13, a byłam wtedy w pracy) nie miałam siły chodzić. Czułam się, jakby moje nogi były z ołowiu i szurałam nimi po posadzce, nie mając siły ich podnieść. No kosmos jakiś, nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłam ;) Później dowiedziałam się, że to żyły się udrożniały i jakieś wczesne żylaki się zaleczały, co jest dość prawdopodobne, bo mam do tego tendencję, poza tym mam raczej słabe krążenie i uwielbiałam siedzieć z noga założoną na nogę, co nie wpływa korzystnie na układ krwionośny. Teraz staram się tego nie robić.

Ponieważ moja skóra oczyszczała się cały czas, a mi poszczenie szło całkiem gładko, postanowiłam głodówkę przedłużyć nawet do 6 tygodni. Ale dałam sobie taki luz, że, jak będę czuła ciągoty do kaszy, jajka, czy pestek dyni, to zrezygnuję i zacznę wychodzić powoli z diety. 

I tak trwał tydzień za tygodniem. Twarz mi się trochę zaleczyła, zrobiła się taka promienna, mniej „zmęczona życiem”, oczy odzyskały jakiś blask, o którym dawno zapomniałam, włosy się jakoś ładnie układały, paznokcie były twardsze i szybko rosły. 
Co ciekawe, przestałam żuć gumy. Kiedyś zużywałam ze dwie na dzień, mój oddech często był nieświeży i musiałam się ratować gumą. Od czasu postu zapomniałam co to nieświeży oddech. Od gum mnie odrzuca i nie czuję w ogóle potrzeby mamlania paszczą ;) Pewnie mogłabym dużo wymieniać zmian, jakie we mnie zaszły, ale zapewne nie pamiętam ich teraz wszystkich. 

Po tym, jak dostałam wysypu na twarzy, jakoś cebula opanowała sytuację, ja się cieszyłam, że przetrwałam najgorsze, ale niestety radość ta była przedwczesna ;) Po około 3,5 tygodnia dostałam kolejnego wysypu. Znowu pojawiły się wielkie kratery… Nie będę się rozwodzić w tym temacie, jakoś to przetrwałam, ale naprawdę, było to bardzo dla mnie trudne psychicznie.

Muszę dodać, że w trakcie postu czy głodówki odczuwa się zimno, dreszcze. Bywają takie dni, że było mi dramatycznie zimno (fakt w pracy miałam też zimno, nigdy raczej temperatura nie osiągała 20 stopni, często było to 16), nie pomagały grube swetry, kalesonki, podkoszulki, bluzki termoaktywne ;) Czasem ratowałam się termoforem, a słyszałam też o miłości innych dietowiczek do koca elektrycznego ;) Niestety nie mam takowego, więc u mnie tą rolę przejął termofor i herbata z imbirem :)

Aha, zapomniałam, że chudłam w oczach. Nogi bardzo mi zeszczuplały i ja, z osoby szczupłej zrobiłam się chuda. Ale wiedziałam, że po diecie nadrobię - przybrać na wadze, to przecież nic trudnego. Dobrze, że była to końcówka zimy, początek przedwiośnia, bo ubierałam grube swetry i pod nimi nie widać było moich wystających kości ;)

Post to taki niesamowity stan, że dosięgają nas różne „kryzysy ozdrowieńcze”, czyli ciało się oczyszcza. Są właśnie takie objawy jak cieknący nos, ociężałe nogi, ból głowy, strzykanie w stawach, zmęczenie, wysyp krost i mnóstwo innych, których nie wymienię, bo nie doświadczyłam ich. Ile jest ludzi, tyle objawów. Jest zapewne też mnóstwo „spraw”, które post „załatwia”, a my nawet nie nie jesteśmy tego świadomi :) 
Mimo, że w książkach naczytałam się, że w trakcie postu ma się mnóstwo energii, to ja jej nie miałam. Może byłam tak zanieczyszczona, że nie dotrwałam do tego etapu oczyszczenia, ale energię poczułam dopiero po poście i dlatego wszystkim polecam przegłodzenie się odrobinkę na diecie warzywno-owocowej :)

Oprócz tego, co może Was zainteresować, cellulit mi się znacznie zmniejszył i skóra się stała taka napięta i gładka mimo tego, że ogólnie ciało raczej „sflaczało” ;) Żeby zapobiec nadmiernemu sflaczeniu, regularnie ćwiczyłam, co generalnie odradzam, bo jest to jednak za duży wysiłek siłowy. Wskazane są jedynie takie aktywności jak spacery, jazda na rowerze i nie bardzo męczące ćwiczenia kardio, ewentualnie rozciągające, ale nie siłowe.  Na szczęście po poście mięśnie bardzo szybko wróciły do dawnej kondycji, a nawet były jędrniejsze i bardziej wydajne i wytrzymałe. Po poście poszłam biegać na takim dystansie, jak przed postem biegałam i czułam się, jakbym skrzydła miała :) Powiedziałam mężowi, że chyba byłabym teraz w stanie przebiec maraton ;)

Udało mi się wytrwać dokładnie 39 dni jedząc same dozwolone warzywa i owoce. Przy wzroście 165 cm i wadze wyjściowej 57-58 kg zeszłam do 52 kg i rozmiar 34 wisiał na mnie dramatycznie.

Pierwszym moim posiłkiem, zawierającym „normalne” jedzenie było swojskie jajko, którego jedzenie celebrowałam długo, ciesząc się każdym kęsem. Później wdrożyłam do mojego menu moją ukochaną kaszę jaglaną, a następnie poleciało już wszystko, na co miałam ochotę, oczywiście z produktów nieprzetworzonych i jak najbardziej naturalnych (z małymi wyjątkami).

Pamiętam, że mąż zrobił po jakimś czasie naleśniki (usmażone na maśle klarowanym) i taką miałam na nie ochotę, że zjadłam ich strasznie dużo i w ogóle dużo jadłam, ale to dlatego, że musiałam przytyć, bo wyglądałam, jak kościotrup :P Jak już dobiłam do wagi 55 kg, apetyt mi zmalał i jadłam mniej. Minęło ponad pół roku, a ja nadal ważę 55 kg, a nie liczę kalorii, nie żałuję sobie, jem to, na co mam ochotę i nie katuję się ćwiczeniami. Jest jeden warunek zachowania tego, co osiągnęło się głodówką – jedzenie nieprzetworzonej żywności z jak największą ilością surowych warzyw i owoców.
O tym, jak uniknąć efektu jojo napiszę wkrótce.

4 komentarze :

  1. Moglabys napisac dokladnie co jadlas na codzien jadlospis??prosze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest wiele ciekawych przepisów, dla mnie najtrudniejsze były śniadania. W tygodniu w pracy jadłam po prostu pokrojone w słupki surowe warzywa; marchewkę, selera, selera naciowego, kalarepę, różyczki kalafiora, brokuła. A na weekendzie, jak miałam czas rano robiłam sobie przeważnie tarte jabłko z marchewką i cynamonem, albo smoothie z warzyw z jabłkiem i cytryną, albo grejpfruta.
    Na obiad jadałam coś na ciepło, bo w czasie, kiedy ja robiłam post, było koło 0 stopni, albo nawet zimniej. Najlepsze dla mnie były zupy jarzynowe, kremy z kalafiora, brokuła. Jadłam też bigos jarski i gołąbki (farsz z papryki cebuli i przecieru pomidorowego) zawijane w liście włoskiej kapusty. Jadłam cukinię duszoną. Dużo dodawałam pieprzu cayenne, bo rozgrzewa.
    Pod tym linkiem masz różne przepisy, ale uwaga, dotyczą też zdrowego żywienia: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5851957& start=30 strona z przepisami
    A tutaj, na tej stronce jest przykładowy jadłospis w poście użytkownika nisiaaa3:
    http://f.kafeteria.pl/temat/dieta-warzywno-owocowa-p_3170829/490
    Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę śietnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Także przez pewien moment rozważałem taką dietę, ale jednak zdecydowałem się na wybór diety wegetariańskiej. Bardzo fajnie, że przedtem przeczytałem wpis https://www.milekcorp.com/pl/lifestyle/jak-bezbolesnie-przejsc-na-diete-wegetarianska.html i faktycznie udało mi się przejść bezboleśnie na taką dietę wegetariańską.

    OdpowiedzUsuń