poniedziałek, 6 października 2014

Rachunek sumienia, czyli czym sobie zasłużyłam na trądzik?

Przez kilka dni, może nawet tygodni, zaczytywałam się w stronach poświęconych głodówkom. Jest ich całkiem sporo. Dodatkowo wertowałam fora internetowe w poszukiwaniu szczęśliwców, którym głodówka pomogła na trądzik. Wiem, fora internetowa nie cieszą się szacunkiem, ale dla mnie często są pomocne w wielu dziedzinach. Staram się czerpać z nich to, co najcenniejsze, czyli doświadczenie innych ludzi. Wiadomo, niektóre informacje trzeba podzielić przez pół, na niektóre rzeczy przymknąć oko, ale generalnie dużo można się dowiedzieć.

Przeczytałam cały wątek o chłopaku, który głodówką (taką o samej wodzie), wyleczył się z trądziku. Napaliłam się na nią niesamowicie.
W mojej głowie przetwarzałam wszystkie wyczytane informacje i przeplatałam je z własnym, wieloletnim doświadczeniem. Czułam się już wyraźnie bardziej oświecona. Zaczęłam wiązać problem trądziku ze stylem życia, głównie z tym, co jem i piję. Pomyślałam sobie, że przez tyle lat mojego życia, nie miałam pojęcia co jadłam. Często jadłam nie to, co zdrowe, ale to, co mi smakowało. A że po tatusiu byłam wielbicielką słodyczy, ciast wszelkich, to nie odmawiałam sobie ich, kiedy nadarzała się okazja. Pamiętam, że wiele razy nachodziły mnie takie myśli, ze fajnie byłoby mieć jakieś wielkie pudło ciasteczek i móc je zjeść wszystkie. Jak ktoś cię częstuje, to jesz jedno, dwa ciacha. Jak sama kupisz i częstujesz kogoś, to też głupio zjeść tak całe pudełko. Zawsze trzeba się kontrolować, więc marzyło mi się zostać z tymi ciasteczkami sam na sam i pochłonąć taką ilość, żeby mi się już więcej nie chciało. Na szczęście miałam trochę zdrowego rozsądku i nie dopuszczałam za często do takich sytuacji. Od obżarstwa ratowała mnie chęć posiadania w miarę szczupłej sylwetki.

W domu, kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami, jadło się mięso prawie codziennie, myślę, że średnio 5 dni w tygodniu. Do tego wędlina, kiełbaska itp. Potem na studiach już nie jadłam ani wędliny, a i mięsa coraz mniej. Za to alkoholu sobie nie żałowałam… Jestem raczej osobą towarzyską i nie spędziłam studiów jedynie nad książkami, zamknięta w pokoju. Ale nie ma co drążyć tematu alkoholu ;) Nie ukrywam, że pojawiał się i to często w niemałych ilościach. Właściwie ilości może duże nie były, ale regularność spożywania o wiele zawyżała wszelkie normy ;)

Zrobiłam więc taki oto rachunek sumienia, wyciągałam z czeluści mej pamięci wszystkie grzechy i przewinienia mogące mieć wpływ na kondycję mojej skóry. Jako zadośćuczynienie postanowiłam przeprowadzić głodówkę. Ale głodówka to nie takie hop-siup i każdy, kto się trochę tym interesował wie, że trzeba ją dobrze zaplanować i że etap głodówki poprzedzony jest etapem przygotowań do niej.

Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana i najchętniej od razu brałam się do roboty, jak tylko coś sobie umyśliłam. Tym razem jednak wykazałam się zdrowym rozsądkiem i do tematu głodówki przygotowywałam się długo. W końcu mam, przez co najmniej 10 dni, nic nie jeść, a to nie bułka z masłem. Mój organizm też będzie w niezłym szoku, także postanowiłam dać mu trochę czasu na aklimatyzację ;)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz