Jeśli na Twojej twarzy dzieje się istny armagedon, to polecam maseczkę z cebuli, która ukoi i odżywi Twoją skórę, a jednocześnie da popalić bakteriom :)
Jedna mała cebula.
Porcja glinki zielonej (około 1-2 łyżki suchej glinki)
Opcjonalnie:
Kilka kropel olejku z drzewa herbacianego
Szczypta cynamonu
Odrobina startego imbiru (bardzo ostrożnie, bo jest bardzo
mocny)
Maseczkę robiłam tak, że tarłam na najdrobniejszej tarce
(tej do ziemniaków na placki ziemniaczane) cebulę, do tego dosypywałam taką
ilość glinki, żeby uzyskać konsystencję maseczki. Czasami, jak szkoda mi było
tyle glinki sypać, dodawałam mąki ziemniaczanej, albo zwykłej kuchennej. Często
dodawałam też kilka kropel olejku z drzewa herbacianego, albo innego
zapachowego. Olejek z drzewa herbacianego ma działanie antybakteryjne, a poza
tym zagłusza trochę cebulowy smrodek :)
Taka maseczka ma niesamowitą moc, jej zapach powala nawet
największego twardziela ;) Nie jest możliwe nałożenie sobie samemu na twarz,
chyba, ze ktoś potrafi robić to z zamkniętymi oczami ;) Ja miałam wspaniałego
cebulowego pomagiera, czyli mojego męża, który stał się już maseczkowym
ekspertem i po zrobieniu maseczki pytałam się go, czy dobra konsystencja ;)
Jeśli ktoś nie ma takiego pomocnika jak ja, to czytałam też o sposobie z
okularkami do pływania :) Trzeba założyć okularki i wtedy sobie nałożyć
maseczkę, olejki eteryczne z cebuli nie dostają się do oczu dzięki nim. Musi to
wyglądać komicznie, ale warto poświęcić trochę czasu, bo efekty są wspaniałe. A
przy okazji ile śmiechu :D
Ta maseczka jest dość mocna, więc na początku trzymałam ją
do pół godziny. Maseczka szczypie, jednego mniej, innego bardziej, ale
szczypie. Dla mnie był to znak, że działa, że niszczy te bakterie i odkaża
skórę oraz, że pobudza ją do regeneracji.
Po pół godziny zmywałam zimną wodą. Dzięki temu zapach
cebuli nie był dokuczliwy i nie utrzymywał się zbyt długo. Jak umyjemy ciepłą
wodą, to czuć przez jakiś czas (czasami i na drugi dzień) cebulowy aromacik –
nic przyjemnego hehe.
Po zmyciu skóra była lekko podrażniona, zaczerwieniona.
Nakładałam krem nawilżający i szłam spać. Codziennie rano budziłam się z
ładniejszą skórą. Fakt, na początku pojawiło się więcej krost, ale, żeby
nastąpił trwały efekt oczyszczenia, te przyczajone krosty, które chciały wyleźć
za tydzień, dwa, musiały wyleźć teraz. Jakoś to przetrwałam, bo z dnia na dzień
widziałam, jak kondycja mojej skóry ulega poprawie. Najważniejsze, że wszystkie
stany zapalne się uspokoiły, zaczerwienienia bledły, a koloryt cery się
poprawił.
W początkowym etapie robiłam maseczkę codziennie, trwało to
chyba nawet i miesiąc, potem co drugi, trzeci dzień. Jeśli chodzi o krem
nawilżający to używałam najpierw lekkiego kremu Bambino, ale później
przerzuciłam się na naturalny krem Polskiej firmy Sylveco – brzozowy z betuliną.
To był strzał w dziesiątkę. Ten krem jest wspaniały, a jego skład zachęca do
kupna i smarowania nim buzi.
Dodatkowo w trakcie kuracji nie piłam alkoholu i nie jadłam
słodyczy. Starałam się zdrowo odżywiać i jadłam praktycznie codziennie
ugotowaną główkę cebuli. Czytałam, że zawiera bardzo korzystne dla cery związki
siarki, dlatego na trądzik pomaga zarówno zewnętrznie w postaci maseczki, jak
również wewnętrznie.
Glinkę zieloną można najkorzystniej zakupić na Allegro,
olejek z drzewa herbacianego z łatwością powinniście znaleźć w aptece.
Moja kuracja trwała od początku grudnia 2013 roku do połowy
lutego 2014 roku. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęć przed i po kuracji, ale nie
miałam pojęcia, że cebula jest tak genialnym sprzymierzeńcem w walce z trądzikiem.
Wszystkie stany zapalne zostały zagojone, po krostach i ropnych naciekach
pozostały jedynie blizny. Skóra wyglądała dużo zdrowiej, koloryt się poprawił,
była bardziej sprężysta, nawilżona, miękka i co najważniejsze PRAWIE bez krost.
No właśnie – PRAWIE.
Maseczka z cebuli ukoiła moją skórę, pomogła zwalczyć
bakterie i stany zapalne, usunęła krosty, ale pojedyncze krostki pojawiały mi
się nadal. Sporadycznie, ale jednak. A ponieważ jestem uparta i zawzięłam się,
że osiągnę swój cel – PIĘKNĄ CERĘ, to nie dawało mi to spokoju. Traktowałam
trądzik, jak mojego wroga numer jeden, a dążenie do celu, czyli ładnej cery,
jako walkę z nim.Walkę, którą, za wszelką cenę muszę wygrać!
Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy tej walki, po
przeczytaniu wielu for internetowych, blogów i artykułów, zaczęłam się
zastanawiać nad przyczyną powstawania u mnie krost. Dlaczego na mojej buzi
powstają pryszcze? Dermatolodzy mi mówili, że przyczyn trądziku jest mnóstwo. A ostatni "specjalista", u którego byłam dodał nawet: "Chyba nie zamierza Pani szukać przyczyny?". A ja jednak chciałam poznać swojego wroga, wiadomo, wtedy łatwiej z nim
wygrać. Ale o poszukiwaniu przyczyn napiszę wkrótce.
Super;-)
OdpowiedzUsuńpowiat rzeszowski nieodplatna pomoc prawna
OdpowiedzUsuń