Po tym, jak cebula uratowała moją twarz przed totalną
katastrofą, ale nie „wyleczyła” mnie z trądziku do końca, postanowiłam
„walczyć” dalej. Śmiałam się, że wytaczam teraz kolejne działo, czyli głodówkę
i dzięki niej na pewno pokonam dziada (czyt. trądzik ;). Byłam bardzo
zdeterminowana i gotowa na poświęcenia.
Dietę zaczęłam zaraz po okresie, wtedy mam najmniejszy
apetyt, więc stwierdziłam, że to dobry moment na rozpoczęcie postu. Pierwsze
dni jakoś minęły, bo jeść mi się bardzo nie chciało, a jak mi się chciało, to
sięgałam po jabłko lub marchewkę. Po kilku dniach, zgodnie z mechanizmem
działania głodówki, wyłączył mi się ośrodek głodu i nie czułam ssania w
żołądku, ale ochotę na jedzenie miałam. Raczej miałam swoje stałe godziny
posiłków i w tych porach mój organizm domagał się papu :)
Na początku zakładałam, że poszczę 2 tygodnie, a jak będę
chciała, to zawsze mogę przedłużyć. W trakcie tych dwóch tygodni dostałam
takiego wysypu krost, że robiłam ponownie maseczkę z cebuli i to codziennie.
Byłam załamana swoim wyglądem i wstydziłam się wychodzić do pracy, ale cóż
mogłam zrobić: nakładałam najbardziej kryjacy podkład i szłam do pracy, a po
pracy od razu zmywałam i dawałam skórze odpocząć i regenerować się i ponownie
nakładałam maseczkę. Nie było łatwo, ale świadomość, że to wszystko wychodzi ze
mnie na wierzch i, że tak czy siak kiedyś by wylazło, trochę pomagała w
przetrwaniu tego kryzysu.
Uwierzcie mi, że moja twarz wyglądała tragicznie. Nie miałam
jakiegoś mega wysypu małych krostek, ale kilka wielkich kraterów na twarzy,
składających się jakby z 5-6 krostek. Były wielkości grochu i jak „dojrzały”,
to sączyła się z nich ropa… No coś strasznego. Wychodziłam jedynie do pracy,
trochę zaniedbałam kontakty towarzyskie, bo wieczorami siedziałam obłożona
cebulą ;)
W trakcie tych pierwszych tygodni miałam także wiecznie
cieknący nos, cały czas mi się z niego lało, szczególnie po jedzeniu (nie wiem
dlaczego). Do tego bolała mnie głowa i miałam straaasznie ociężałe nogi. Bywały
takie dni, że po południu (koło 12-13, a byłam wtedy w pracy) nie miałam siły
chodzić. Czułam się, jakby moje nogi były z ołowiu i szurałam nimi po posadzce,
nie mając siły ich podnieść. No kosmos jakiś, nigdy w życiu czegoś takiego nie
przeżyłam ;) Później dowiedziałam się, że to żyły się udrożniały i jakieś
wczesne żylaki się zaleczały, co jest dość prawdopodobne, bo mam do tego
tendencję, poza tym mam raczej słabe krążenie i uwielbiałam siedzieć z noga
założoną na nogę, co nie wpływa korzystnie na układ krwionośny. Teraz staram
się tego nie robić.
Ponieważ moja skóra oczyszczała się cały czas, a mi
poszczenie szło całkiem gładko, postanowiłam głodówkę przedłużyć nawet do 6
tygodni. Ale dałam sobie taki luz, że, jak będę czuła ciągoty do kaszy, jajka,
czy pestek dyni, to zrezygnuję i zacznę wychodzić powoli z diety.
I tak trwał tydzień za tygodniem. Twarz mi się trochę
zaleczyła, zrobiła się taka promienna, mniej „zmęczona życiem”, oczy odzyskały
jakiś blask, o którym dawno zapomniałam, włosy się jakoś ładnie układały, paznokcie
były twardsze i szybko rosły.
Co ciekawe, przestałam żuć gumy. Kiedyś zużywałam
ze dwie na dzień, mój oddech często był nieświeży i musiałam się ratować gumą.
Od czasu postu zapomniałam co to nieświeży oddech. Od gum mnie odrzuca i nie
czuję w ogóle potrzeby mamlania paszczą ;) Pewnie mogłabym dużo wymieniać
zmian, jakie we mnie zaszły, ale zapewne nie pamiętam ich teraz wszystkich.
Po tym, jak dostałam wysypu na twarzy, jakoś cebula
opanowała sytuację, ja się cieszyłam, że przetrwałam najgorsze, ale niestety
radość ta była przedwczesna ;) Po około 3,5 tygodnia dostałam kolejnego wysypu.
Znowu pojawiły się wielkie kratery… Nie będę się rozwodzić w tym temacie, jakoś
to przetrwałam, ale naprawdę, było to bardzo dla mnie trudne psychicznie.
Muszę dodać, że w trakcie postu czy głodówki odczuwa się
zimno, dreszcze. Bywają takie dni, że było mi dramatycznie zimno (fakt w pracy
miałam też zimno, nigdy raczej temperatura nie osiągała 20 stopni, często było
to 16), nie pomagały grube swetry, kalesonki, podkoszulki, bluzki termoaktywne
;) Czasem ratowałam się termoforem, a słyszałam też o miłości innych
dietowiczek do koca elektrycznego ;) Niestety nie mam takowego, więc u mnie tą
rolę przejął termofor i herbata z imbirem :)
Aha, zapomniałam, że chudłam w oczach. Nogi bardzo mi
zeszczuplały i ja, z osoby szczupłej zrobiłam się chuda. Ale wiedziałam, że po
diecie nadrobię - przybrać na wadze, to przecież nic trudnego. Dobrze, że była
to końcówka zimy, początek przedwiośnia, bo ubierałam grube swetry i pod nimi
nie widać było moich wystających kości ;)
Post to taki niesamowity stan, że dosięgają nas różne „kryzysy
ozdrowieńcze”, czyli ciało się oczyszcza. Są właśnie takie objawy jak cieknący
nos, ociężałe nogi, ból głowy, strzykanie w stawach, zmęczenie, wysyp krost i
mnóstwo innych, których nie wymienię, bo nie doświadczyłam ich. Ile jest ludzi,
tyle objawów. Jest zapewne też mnóstwo „spraw”, które post „załatwia”, a my
nawet nie nie jesteśmy tego świadomi :)
Mimo, że w książkach naczytałam się, że
w trakcie postu ma się mnóstwo energii, to ja jej nie miałam. Może byłam tak
zanieczyszczona, że nie dotrwałam do tego etapu oczyszczenia, ale energię
poczułam dopiero po poście i dlatego wszystkim polecam przegłodzenie się
odrobinkę na diecie warzywno-owocowej :)
Oprócz tego, co może Was zainteresować, cellulit mi się
znacznie zmniejszył i skóra się stała taka napięta i gładka mimo tego, że
ogólnie ciało raczej „sflaczało” ;) Żeby zapobiec nadmiernemu sflaczeniu,
regularnie ćwiczyłam, co generalnie odradzam, bo jest to jednak za duży wysiłek
siłowy. Wskazane są jedynie takie aktywności jak spacery, jazda na rowerze i
nie bardzo męczące ćwiczenia kardio, ewentualnie rozciągające, ale nie siłowe. Na szczęście po poście mięśnie bardzo szybko
wróciły do dawnej kondycji, a nawet były jędrniejsze i bardziej wydajne i
wytrzymałe. Po poście poszłam biegać na takim dystansie, jak przed postem
biegałam i czułam się, jakbym skrzydła miała :) Powiedziałam mężowi, że chyba
byłabym teraz w stanie przebiec maraton ;)
Udało mi się wytrwać dokładnie 39 dni jedząc same dozwolone
warzywa i owoce. Przy wzroście 165 cm i wadze wyjściowej 57-58 kg zeszłam do 52
kg i rozmiar 34 wisiał na mnie dramatycznie.
Pierwszym moim posiłkiem, zawierającym „normalne” jedzenie
było swojskie jajko, którego jedzenie celebrowałam długo, ciesząc się każdym
kęsem. Później wdrożyłam do mojego menu moją ukochaną kaszę jaglaną, a
następnie poleciało już wszystko, na co miałam ochotę, oczywiście z produktów
nieprzetworzonych i jak najbardziej naturalnych (z małymi wyjątkami).
Pamiętam, że mąż zrobił po jakimś czasie naleśniki (usmażone
na maśle klarowanym) i taką miałam na nie ochotę, że zjadłam ich strasznie dużo
i w ogóle dużo jadłam, ale to dlatego, że musiałam przytyć, bo wyglądałam, jak
kościotrup :P Jak już dobiłam do wagi 55 kg, apetyt mi zmalał i jadłam mniej.
Minęło ponad pół roku, a ja nadal ważę 55 kg, a nie liczę kalorii, nie żałuję
sobie, jem to, na co mam ochotę i nie katuję się ćwiczeniami. Jest jeden
warunek zachowania tego, co osiągnęło się głodówką – jedzenie nieprzetworzonej żywności z jak największą ilością surowych
warzyw i owoców.
O tym, jak uniknąć efektu jojo napiszę wkrótce.
Moglabys napisac dokladnie co jadlas na codzien jadlospis??prosze.
OdpowiedzUsuńJest wiele ciekawych przepisów, dla mnie najtrudniejsze były śniadania. W tygodniu w pracy jadłam po prostu pokrojone w słupki surowe warzywa; marchewkę, selera, selera naciowego, kalarepę, różyczki kalafiora, brokuła. A na weekendzie, jak miałam czas rano robiłam sobie przeważnie tarte jabłko z marchewką i cynamonem, albo smoothie z warzyw z jabłkiem i cytryną, albo grejpfruta.
OdpowiedzUsuńNa obiad jadałam coś na ciepło, bo w czasie, kiedy ja robiłam post, było koło 0 stopni, albo nawet zimniej. Najlepsze dla mnie były zupy jarzynowe, kremy z kalafiora, brokuła. Jadłam też bigos jarski i gołąbki (farsz z papryki cebuli i przecieru pomidorowego) zawijane w liście włoskiej kapusty. Jadłam cukinię duszoną. Dużo dodawałam pieprzu cayenne, bo rozgrzewa.
Pod tym linkiem masz różne przepisy, ale uwaga, dotyczą też zdrowego żywienia: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5851957& start=30 strona z przepisami
A tutaj, na tej stronce jest przykładowy jadłospis w poście użytkownika nisiaaa3:
http://f.kafeteria.pl/temat/dieta-warzywno-owocowa-p_3170829/490
Powodzenia! :)
Naprawdę śietnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTakże przez pewien moment rozważałem taką dietę, ale jednak zdecydowałem się na wybór diety wegetariańskiej. Bardzo fajnie, że przedtem przeczytałem wpis https://www.milekcorp.com/pl/lifestyle/jak-bezbolesnie-przejsc-na-diete-wegetarianska.html i faktycznie udało mi się przejść bezboleśnie na taką dietę wegetariańską.
OdpowiedzUsuń